Estoński CIT to nic innego, jak podatek, który ściągany będzie dopiero w momencie wypłaty zysku. Dopóki więc dochód pozostanie w firmie, nie będzie ona musiała rozliczyć się z niego z fiskusem. Jednocześnie firma zwolniona zostanie z zaliczek na poczet podatku dochodowego, a także z rozliczenia rocznego.
Dla kogo estoński CIT w Polsce?
W odróżnieniu od Estonii, planowane rozwiązanie podatkowe skierowane jest wyłącznie do małych i średnich spółek z ograniczoną odpowiedzialnością i akcyjnych, o przychodach nie przekraczających 50 mln zł. W Polsce to kryterium spełnia około 97 proc. wszystkich spółek kapitałowych.
Estoński CIT adresowany jest także do spółek, w których udziałowcami są wyłącznie osoby fizyczne. Warunkiem jest jednak, aby spółki te m.in.: nie posiadały udziałów w innych podmiotach, zatrudniały – oprócz udziałowców – co najmniej trzech pracowników, a także wykazywały się nakładami inwestycyjnymi.
CIT dla rozwoju gospodarki
Nie bez powodu estoński CIT zaczerpnięto z państwa, w którym odnotowano – w porównaniu do innych krajów regionu, w tym i Polski – znaczny wzrost gospodarczy oraz konkurencyjności całej gospodarki. Przewiduje się, że dzięki temu rozwiązaniu również polskie firmy zwiększą swoją płynność finansową, zdolność kredytową oraz możliwości inwestycyjne. Dodatkowo, sposób rozliczania podatku w polskiej wersji ma być prostszy, a stawki podatkowe – niższe.
Należy jednak pamiętać, że estoński CIT to jedynie odroczenie zapłaty podatku do momentu wypłaty dywidendy. Decydując się na to rozwiązanie, firmy nie będą mogły korzystać z innych ulg podatkowych, np. takich jak: badawczo-rozwojowej (B+R), IP Box, czy też zwolnienia w strefach inwestycyjnych.
Estoński CIT obowiązywać będzie w firmie przez cztery lata. Spółka, która po upływie tego okresu nadal spełnia warunki związane z nowym podatkiem, automatycznie korzysta z tej formy przez kolejne czteroletnie okresy, chyba że sama zrezygnuje.